niedziela, 13 września 2009
ziemniaczana pyyyycha!
Inspiracją była moja przyjaciółka Ania. Kiedy to w wiejskiej głuszy, odpoczywając sielsko-masielsko pierwszy raz spróbowałam coś podobnego. Za ziemniakami nie przepadam, ale w takiej postaci mogłabym jeść i jeść i jeść i w końcu może przytyć. Przepis jest cały na oko. Przepraszam za to, ale tak właśnie go robiłam.
Z lodówki wyciągnęłam ugotowane parę dni wcześniej kartofle. Spróbowałam – jeszcze dobre. Więc szybko je ugniotłam na pure, dodałam trochę śmietany kremówki i wymieszałam alby uzyskały aksamitną konsystencję. Posiekałam 5 pieczarek i wraz z małą posiekaną cebulką podsmażyłam i dodałam do ziemniaków. Następnie podsmażyłam pokrojone drobno dwa duże plastry szynki (wędliny). Również dodałam do masy. Doprawiłam solą, pieprzem i majerankiem, przełożyłam do garnka i na małej ilości masła podsmażyłam. Uwaga! W tym samym momencie dodałam ser żółty (posiekany, pokrojony albo starty), który podczas podgrzewania ziemniaków roztopił się i dodał smaku.
I jak już wspominałam, mogłabym to jeść i jeść i jeść….
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
dobry przepis na studenckie jedzonko ;)
OdpowiedzUsuńna pewno wypróbuję, październik już tuż tuż...
Pozdrawiam :*
Powiem szczerze nie wygląda... ale po przeczytaniu tekstu, ślinka mi pociekła. Spróbuję, u nas zawsze zostaje mnóstwo ziemniakow.
OdpowiedzUsuńto idealne jedzenie, gdy zalegaja nam rozne rzeczy w lodowce. Mysle, ze wariacje na temat sa tu jak najbardziej na miejscu. A, ze nie wyglada - trudno - tak szybko zniknie w zoladku ;)
OdpowiedzUsuń