sobota, 24 października 2009
Fasolowa – ratunkowa
Dzień wypoczynku, odpoczynku i napawania się szczęściem bycia z dzieckiem. A pierwsze godziny poranka już pokazały, że nie będzie tak różowa. Na naszym dziesiątym piętrze, z mieszkaniem narożnym poczułam dziś sztorm i porywy powyżej 130km/h. Stare okna trzeszczały, a ja, momentami, nie żartuję – trzęsłam się za strachu, czy zaraz jakaś szyba nie pęknie. W związku z tym, postanowiłam nie wychodzić po zakupy, bo jeszcze mnie porwie… otwieram szafkę – ups, nie ma pieczywa… dobrze, że parę dni temu nadmiar wsadziłam do zamrażalnika – Bruno i ja poraczyliśmy się grzankami.
Ale na tym nie koniec…
Wczoraj pani alergolog zaleciła 10 dni bez jajka i potraw jajecznych, myślę sobie – Pojdę na łatwiznę i zrobię ryż z jabłkami. No tak, ale wczoraj zjedliśmy ostatnie jego deka…
Ziemniaczki w takim razie, które Bruno tak lubi. Ups, jest tylko jeden duży.
Za to wiele paczek makaronu… i fasola…
Oprócz jednej przygody z fasolką po bretońsku, nigdy nic z niej nie robiłam.
I tak powstała fasolowa ratunkowa z resztek
Do garnka wrzuciłam fasolę, wlałam wodę, dorzuciłam kostkę rosołową i łychę prawdziwego tłuszczu z gęsi wiejskiej, dorzuciłam wielgachny, pokrojony byle jak, ząbek czosnku. Na patelni podsmażyłam kiełbasę i cebulkę. Gdy fasola była prawie miękka, wrzuciłam podsmażoną kiełbasę z cebulą, pokrojony w kostkę duuuży ziemniak, i dosmaczałam pieprzem i dużą ilością majeranku.
Wcale nie wyszło takie złe ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
eee tam ratunkowa ...pyszności jakie!!!!!
OdpowiedzUsuń