poniedziałek, 5 kwietnia 2010
wielkanocnie pascha
Jak co roku, tradycyjnie ze słodkości na stole zagościła pascha i mazurki. Babę drożdżową zawsze piekła moja babcia. Pękałam z dumy, gdy na nią patrzyłam (na babę, chociaż na babcię też). Babcia jednak z pieczenia zrezygnowała jakieś parę lat temu.
Przepis na paschę przywędrował aż spod Krakowa, przejęłam go od cioci, u której pierwszy raz zjadłam ten przysmak i się zakochałam. Gdy na kolejny rok zrobiłam sama, reszta rodziny zgodnie zrzekła się sernika na rzecz owej paschy.
W dobie dziesiejszej techniki kulinarnej przygotowanie jej jest bajecznie proste, bo nie trzeba mielić samemu sera. Wystarczy kupić kilogramowe opakowanie dobrego sera trzykrotnie przemielonego. W tym roku, dopiero w domu zobaczyłam, że kupiłam taki z napisem" nie trzeba dodawać masła".
Normalnie do kilograma masy serowej, ciocia dodawała - uwaga, uwaga - pół kilograma dobrego masła!! W tym roku dodałam pół kostki i było tak samo kremowe.
Poza tym, dodajemy 4 ugotowane i przetarte (najlepiej przez sitko) żółtka. Natomiast cukier - według uznania. Ja zawsze próbuję masę, czy jest wystarczająco słodka. My za słodkiej nie lubimy. Acha, i poszłam na łatwiznę dodając cukier puder zamiast zwykłego. Podyktowane jest to też brakiem makutry (muszę w końcu od babci wyciągnąć jej michę), w której mogłabym utrzeć zwykły cukier z masłem.
Na koniec dodajemy bakalie, my preferujemy suszone morele, żurawinę, skórkę pomarańczową oraz trochę startej skórki cytryny.
Bomba kaloryczna, ale jaka pyszna!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
uwielbiam paschę
OdpowiedzUsuńrobiłam ją dopiero po raz drugi
i wiem, ze za rok też będzie
i wtedy znów znajdę nowy przepis
może ten spod Krakowa..
Asieja, on się nie różni bardzo od Twojego! :)
OdpowiedzUsuń