sobota, 24 kwietnia 2010

czekoladowo cytrynowy w stylu magdalenki


Wycyganiłam od psiapsiółki książkę P. Brodnickiego "Po prostu gotuj", rano naszła mnie ochota na śniadanko w stylu francuskiem, więc raz dwa zrobiłam pyszne ciasto. Zjadłam ze smakiem posmarowane masłem. Poskąpiłam tylko czekolady, bo nie miałam całej tabliczki, tylko pół. Zdecydowanie mogło być jej więcej.

Co potrzeba?
125g drobnego cukru, nie pudru
125g miękkiego masła
2 jajka roztrzepane widelcem
150g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
otarta skórka z jednej cytryny
1 tabliczka gorzkiej czekolady (połamana)

Jak przygotować?
Masło utrzeć z cukrem, potem stopniowo dodawać roztrzepane jajka, następnie przesianą przez sito mąkę wraz z proszkiem do pieczenia. Również stopniowo. Gdy ciasto będzie gładkie i błyszczące, dodać pokruszoną czekoladę i skórkę z cytryny i delikatnie wymieszać. Pieczemy najpierw przez 15 minut w 200 stopniach, później zmniejszamy do 175. Według Pascala tak pieczemy jeszcze 45 minut, mnie upiekło się szybciej.

Prawda, że proste?

niedziela, 11 kwietnia 2010

wbrew pozorom nie na słodko


Dressing z książki A. Maciąg "Smak życia". Łyżka majonezu, łyżka musztardy (z każdą będzie pewnie smakować inaczej i w tym cały smaczek ;), łyżeczka jasnego miodu. Do tego zmiażdżony czosnek - u mnie jeden duży ząbek, 4 łyżki oliwy, sok z cytryny - powinno być kwaskowate. W przepisie wykorzystano całą cytrynę, ja miałam dużą i zyżyłam połowę. Myślę, że z ilością wszystkich składników można spokojnie sobie eksperymentować.

Najpierw zrobiłam dressing a później myślałam do czego go dodać. Padło na pozostałe w z deseru ananasy w puszce i słodkie, dojrzałe kiwi. Wyszło ciekawe w smaku połączenie. Dressigiem na dodatek potraktowałam makaron, który smakował z nim wyśmienicie. A do tego plaster pieczonej karkowki...

Przy okazji tylko dodam, że ugotowałam dziś gar rosołu. No, może pół gara... Chłopcy wrócili wieczorem z basenu, ja ze spaceru i rosołu został tylko mały garnuszek. Zupy pieczarkowej jutro nie będzie.

Prosto, szybko i smacznie


Weszłam do sklepu, ze stojaka spojrzała na mnie gazetka z przepisami. Zerknęłam do niej, a tam artykuł o Jamiem Olivierze. Nie miałam wiele czasu, szybko tyko przejrzałam. Uśmiechnął się do mnie przepis, który posłużył za wzór obiadku. Rzecz jasną lekko zmieniony.

I tak wczoraj na talerzu wylądował makaron widoczny na zdjęciu. Z kiełbaską, z pieczarkami, cebulką podsmażonymi na masełku. Do tego dołożyłam resztę sosu cumberland, co został z wielkanocy(ha, to taka mała niespodzianka), kilka łyżek przecieru pomidorowego i duuuużo majeranku. Na talerzu posypałam jeszcze parmezanem.

wtorek, 6 kwietnia 2010

mazurek bezzdjęciowy

Bezzdjęciowy, bo zdjęcie nie wyszło, a szkoda, bo mazurek najlepszy jaki jadłam. Najlepszy, jeśli chodzi o przepis, chociaż i tegoroczne wykonanie również mnie zadowala :)

Najpierw robimy kruche ciasto, tym razem spróbowałam przepis z Kuchni Polskiej. E Aszkiewicz; 2 szklanki mąki, kostka masła (25dkg), 3/4 szklanki cukru pudru, żółtko, szczypta soli. Do zagniecenia dodałam tylko parę kropel śmietanki. Nie wiem, czy mąka była akuratna, czy proporcje tego ciasta są dla mnie idealne, ale pierwszy raz udało mi się tak szybko zagnieść!

Ciasto leżakujemy trochę w lodówce, później pieczemy spód. Po upieczeniu kładziemy nań powidła śliwkowe (ja miałam domowej, tesciowej roboty przerobione śliwki, praktycznie bez cukru, na to duuużo bakali (podobnie jak w poprzednim przepisie: suszone morele, żurawina, skórka pomarańczowa o suszone śliwki). Bakali musi być duuuuuuużo.

Teraz robimy gęsta polewę czekoladową (z prawdzwiego kakao), polewamy mazurek - nierówno. Oto chodzi, żeby w jednym miejscu było więcej a w drugim mniej.

A później trzeba głośno gwizdać, żeby jej szybko nie zjeść :)

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

w rytmie mazurka



W tym roku zaszalałam. Chciałam wypróbować nowy przepis. Z kartki, wyrwanej kiedyś z jakiejś gazety łypał na mnie różowym okiem śliczny, nieznany mi mazurek.

Nowy przepis - nowe wyzwanie.

Gdy zakupiłam niezbędne rzeczy, wczytałam się jeszcze raz i tak jakoś do mnie doszło, że chyba im coś umknęło - wszak surowego ciasta jeść nikt nie chce...

Potem, w trakcie już przygotowywania, masa, którą należało zagnieść i uformować, była w stanie płynnym... a jak tu uformować na blacie stan ciekły??

Coraz mniej lubię przepisy gazetowe, często zdarza się, że czegoś brakuje, np jednego zera przy proporcjach.

Po upieczeniu owego mazurka zwątpiłam w jego jadalność. Coś, co miało być ciastem było nieziemsko twarde. Nie chciałam, by ktokolwiek połamał sobie zęby, więc zawinęłam całość w foliowy worek z nadzieją, że trochę zmięknie. No i zmiękł. Nie jest taki zły, podchodzę do niego jednak bardzo sceptycznie. Z racji sporej ilości płatków owsianych, ciasto ma zdecydowanie ich smak. Najciekawszy z całego przepisu jest sposób na pomadę. Może właśnie tak się ją robi - nie próbowałam tego wcześniej, więc nie wiem.

ale do rzeczy;
Co potrzeba
(wypisuję to co ja dodałam - np ominęłam aromat migdałowy, bo po pierwsze takowego nie lubię a po drugie ogólnie podchodzę niechętnie do aromatów)
200g płatków wsianych
mąka... - w przepisie 50g, ja dodałam raczej 500g
200g cukru
opakowanie cukru waniliowego
6 białek
duży wafel
konfitura z wiśni

pomada:
szklana cukru
1/2 szklanki kremówki (dałam 30%)
łyżka soku malinowego

Jak przygotować
Płatki przyrumieniamy na suchej patelni, następnie czekamy aż się ostudzą i kruszymy je. Najlepiej wsypać do woreczka i zmasakrować je tłuczkiem do mięsa.
Odłożyć dwie łyżki białka, resztę roztrzepać, wsypać mąkę, oba cukry, zagnieść ciasto, następnie uformować z niego cienki wałeczki. Wafel włożyć na balchę, posmarować białkiem, na nim ciasno kłaść wałeczki tak, by utworzyły kratkę i do pieca. Ja wstawiłąm do pieca nagrzanego do 180stopni, ale na ile, to nie pytajcie. Sprawdzałam co jakiś czas.

Między czasie przygotowujemy pomadę; zagotowujemy śmeitanę z cukrem, najlepiej cały czas mieszać, żeby nam się nie przypaliła. Musi się chiwlę pogotować, aż zobaczycie, ze jest gęsta (najpieje wziąć troszkę na talerzyk i zobaczyć, czy gęstniej gdy się ochładza). Dodajemy sok malinowy, by zabarwił ją na różówo.

Potem, po upieczeniu spodu, w wolne kratki na przemian nakładamy pomadę i konfiturę.

Drugi mazurek, zamiast konfiturą potraktowałam różnymi bakaliami.

wielkanocnie pascha


Jak co roku, tradycyjnie ze słodkości na stole zagościła pascha i mazurki. Babę drożdżową zawsze piekła moja babcia. Pękałam z dumy, gdy na nią patrzyłam (na babę, chociaż na babcię też). Babcia jednak z pieczenia zrezygnowała jakieś parę lat temu.

Przepis na paschę przywędrował aż spod Krakowa, przejęłam go od cioci, u której pierwszy raz zjadłam ten przysmak i się zakochałam. Gdy na kolejny rok zrobiłam sama, reszta rodziny zgodnie zrzekła się sernika na rzecz owej paschy.

W dobie dziesiejszej techniki kulinarnej przygotowanie jej jest bajecznie proste, bo nie trzeba mielić samemu sera. Wystarczy kupić kilogramowe opakowanie dobrego sera trzykrotnie przemielonego. W tym roku, dopiero w domu zobaczyłam, że kupiłam taki z napisem" nie trzeba dodawać masła".

Normalnie do kilograma masy serowej, ciocia dodawała - uwaga, uwaga - pół kilograma dobrego masła!! W tym roku dodałam pół kostki i było tak samo kremowe.

Poza tym, dodajemy 4 ugotowane i przetarte (najlepiej przez sitko) żółtka. Natomiast cukier - według uznania. Ja zawsze próbuję masę, czy jest wystarczająco słodka. My za słodkiej nie lubimy. Acha, i poszłam na łatwiznę dodając cukier puder zamiast zwykłego. Podyktowane jest to też brakiem makutry (muszę w końcu od babci wyciągnąć jej michę), w której mogłabym utrzeć zwykły cukier z masłem.

Na koniec dodajemy bakalie, my preferujemy suszone morele, żurawinę, skórkę pomarańczową oraz trochę startej skórki cytryny.

Bomba kaloryczna, ale jaka pyszna!

sobota, 3 kwietnia 2010

Wielka Nocnie!


Wielkanocnie i radośnie,
życzenia wszystkim składam,
oby wiosna zagościła w pełni
w Waszych domach i serduszkach!
Karmeleiro